Archiwum - 12. Festiwal Filmowy Pięć Smaków
Doświadczenia graniczne
Rozmawiamy z Dainem Saidem o czarnej magii, szamanizmie, wizjach przyszłości i jego debiucie sprzed 12 lat, filmie „Dukun”.
Maja Korbecka: Jesteś podejrzliwy względem uczucia nostalgii, więc pewnie nie chcesz wracać myślami do „Dukuna”, filmu ukończonego w 2006 r., który dopiero teraz doczekał się światowej premiery. Jak wpadłeś na pomysł nakręcenia filmu o sprawie kryminalnej Mony Fandey?
Dain Said: Pomysł na realizację filmu inspirowanego tymi wydarzeniami pojawił się około 2000 r., jeszcze w trakcie procesu Mony. Od długiego czasu byłem zafascynowany tą historią, ale dopiero pod koniec 2005 r., gdy zajmowałem się innym projektem, producent skontaktował się ze mną i powiedział, że pracuje teraz w firmie produkcyjnej Astro Shaw, i zapytał, czy byłbym zainteresowany współpracą. Zapytałem się, o czym będzie film, a on na to, że o Monie Fandey! Od razu się zgodziłem. Aż do czasu premiery filmu nikt nie mógł otwarcie przyznać, że to projekt na podstawie sprawy zamordowania malezyjskiego polityka przez znaną szamankę, chociaż było to powszechnie wiadome. Myślę, że główny problem stanowił fakt, że na przestrzeni czasu pojawiło się wiele podobnych historii. Wiara w szamanizm, a już na pewno w czarną magię, jest szeroko zakorzeniona w psychice i codziennych zwyczajach Malezyjczyków aż do dziś. Ludzie nadal często konsultują się z szamanem w wielu sprawach życiowych.
M.K.: Czarna magia jest nieustannie żywa w świadomości Malezyjczyków, podobnie jak mieszkańców innych krajów Azji Południowo-Wschodniej. To było dość zaskakujące, że w Indonezji ludzie nawet obawiają się wspomnienia słowa „kuntilanak” [z jęz. indonezyjskiego: wampir, upiór znany z opowieści ludowych].
D.S.: Tak, istnieje przesąd, że wymówienie czy wyszeptanie tego słowa będzie miało wpływ na rzeczywistość i przywoła upiora lub pech.
M.K.: W „Dukunie” bardzo ważnym motywem jest właśnie przywołanie i zawarcie paktu ze złym duchem przez mężczyznę, który marzy o nieograniczonej władzy; przypomina to umowę między Faustem a Mefistofelesem z klasycznego dzieła Goethego. Autorem scenariusza do „Dukuna” jest Huzir Sulaiman. Czy mógłbyś powiedzieć kilka słów o waszej współpracy?
D.S.: Huzir jest bardzo znanym reżyserem i scenarzystą sztuk teatralnych. Jego prace zostały przetłumaczone na wiele języków i wystawiane na międzynarodowych scenach. Do tego jest moim dobrym przyjacielem. Pomyślałem, że scenariusz „Dukuna” musi wykorzystywać język prawny i konkretną terminologię, jako że jest oparty również na filmowej konwencji dramatu sądowego. Huzir był dla mnie oczywistym wyborem, ponieważ świetnie pisze, a ponadto jego żona – partnerka życiowa i zawodowa – jest nie tylko reżyserką, lecz także prawnikiem! Zresztą jego ojciec też jest prawnikiem.
Przed rozpoczęciem prac nad „Dukunem” Huzir ukończył pisać sztukę teatralną, która rozgrywa się w sądzie, więc zwróciłem się bezpośrednio do niego. Później zmodyfikowałem tekst tak, by pasował do filmu. Przy wyborze autora do prac nad scenariuszem warto kierować się mocnymi stronami i zainteresowaniami danego pisarza, by temat poruszany w filmie był dla niego znajomy.
Jeśli chodzi o „Bunohana” (2011) i „Przemianę” (2016), te opowieści zawsze były mi bliskie jako pomysły, które sam chciałem eksplorować. Do pomocy przy scenariuszu „Przemiany” zaangażowaliśmy kilku osób, ponieważ musieliśmy przyspieszyć produkcję. Poza tym to bardziej skomplikowana historia niż w „Bunohanie”, a ja zazwyczaj piszę bardzo wolno.
M.K.: Wspomniałeś, że „Dukun” był nagrany na taśmie 35 mm, a premiera filmu po latach była związana z wyciekiem pliku do internetu. Czy film od razu ukończono w formie cyfrowej, czy pozostał na taśmie przechowywanej przez 10 lat w archiwum?
D.S.: Ukończyliśmy film w wersji cyfrowej. Nie mogę udzielić komentarza na temat wycieku, ponieważ nie mam pojęcia, kto za tym stoi. Pracownicy firmy producenckiej Astro Shaw poinformowali mnie tylko, że poprawiają kolory i nasycenie obrazu, restaurują nagrany materiał w programie do edytowania.
M.K.: Po latach, w wywiadzie dotyczącym premiery „Dukuna”, powiedziałeś, że szeroka dystrybucja filmu w kinach jest głównie niespodziewanym prezentem dla aktorów. Umie Aida w roli szamanki jest genialna! Ekstrawagancka, ale w żadnej mierze śmieszna, a trudno utrzymać tę granicę. Jak zaczęliście razem pracować i jak wyglądały jej przygotowania do roli Diany?
D.S.: Widziałem Umie Aidę w innych filmach, a jej kandydatura do roli została zaproponowana przez moją producentkę Nanditę, która miała spore rozeznanie w malezyjskim kinie i lokalnym przemyśle filmowym, chociaż byliśmy nowi w tym środowisku. Zastanawialiśmy się też nad innymi aktorkami, ale gdy zaprosiliśmy Umie na casting i ją zobaczyliśmy, to natychmiast przeobraziła się w Dianę. Nie braliśmy pod uwagę już nikogo innego. Oczywiście nie powiadomiliśmy Umie od razu – umówiliśmy się jeszcze raz na spotkanie, a wtedy zadecydował instynkt i intuicja. Po prostu rozmawialiśmy niezobowiązująco w kawiarni i byłem pewny, że chcę ją zaangażować do filmu.
Ojej, jak bardzo mało wiedziałem! To było niepowtarzalne doświadczenie widzieć, jak Umie wcielała się w rolę szamanki. Pracowaliśmy nad jej rolą zgodnie ze scenariuszem, ale to, co zrobiła, przewyższyło moje oczekiwania. Nawet skontaktowała się z prawdziwymi szamanami, a potem wzorowała swoją rolę na jednym z nich, tym, z którym spędzała najwięcej czasu. Zawsze będę wdzięczny za jej pracę i występ, ponieważ myślę, że jest świetny.
M.K.: Jednak nie pracowałeś już z nią później.
D.S.: To dlatego, że za bardzo nie było ról, które mogłaby zagrać w moich kolejnych filmach. W którą stronę mogłem pójść po „Dukunie”? „Bunohan” to historia mężczyzn, inny rodzaj opowieści. W „Przemianie” Umie też nie pasowała do żadnej roli. Chciałbym z nią jeszcze pracować, ponieważ cały proces przebiegał niezwykle płynnie: Umie szybko rozumie, w jaki sposób ma zagrać, jest inteligentna, może uchwycić wiele niuansów w swojej grze. Nie piszę jednak za dużo tekstów, a wybór aktorów zawsze jest podporządkowany scenariuszowi.
M.K.: Od ukończenia filmu do premiery minęła ponad dekada, podczas której wielu widzów czekało, aż film trafi na ekrany. Jak według ciebie „Dukun” po latach wpisuje się we współczesne malezyjskie kino?
D.S.: Trudno powiedzieć. Myślę, że w malezyjskim kinie można zaobserwować pewne fale. Przykładowo w 2016 r. odbyła się premiera filmu „Munafik”, który odniósł wielki sukces kasowy. Drugi najnowszy lokalny hit to „Hantu Kak Limah”, horror komediowy. „Munafik” to rasowy horror; jego druga część weszła do kin w tym roku i już stała się najbardziej kasową produkcją w historii malezyjskiego kina. Tak więc ostatnio jest fala horrorów, podczas gdy „Bunohan” wchodził na ekrany, w kinach były tylko filmy gangsterskie. Przedtem zaś również dominowały horrory. Naprawdę nie wiem, jak to wszystko rozegra się tym razem.
Kiedy ktoś w Malezji zaczyna kręcić horror, wszyscy nagle zaczynają realizować podobne produkcje. Mógłbym być teraz oskarżony o naśladownictwo z „Dukunem” i moim nowym projektem, ale sytuacja jest inna, ponieważ zaczęliśmy myśleć nad kolejnym filmem mniej więcej dwa lata temu – teraz jednak ta produkcja może być nagle oskarżona o wykorzystywanie koniunktury. Nie wiem, jaki jest mechanizm tych fal w malezyjskim kinie, ale to zjawisko istnieje.
M.K.: A mógłbyś powiedzieć kilka słów o fabule nowego horroru?
D.S.: To bardzo ogólny zarys, ale będzie to historia relacji ojca i syna, którzy są uzdrowicielami. Syn pomaga ojcu w pracy, ponieważ ma moc widzenia rzeczy, jest wybrańcem, a ojciec pozostaje niewidomy. Muszę jeszcze popracować nad scenariuszem – nie jestem pewny, jak wiarygodnie przedstawić takie postaci, a sam nie mam doświadczenia w tym zakresie.
M.K.: Gdy gościłeś na 10. edycji FF Pięciu Smaków w 2016 r., w jednym z wywiadów wspomniałeś o projekcie science fiction pt. „Vector”, nad którym pracujesz. O czym będzie opowiadać i kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
D.S.: Produkcja „Vector” zajmie jeszcze dużo czasu – i to rodzi moje obawy, bo technologia tak szybko się zmienia. Głównym tematem filmu jest klonowanie międzygatunkowe człowieka i innych organizmów. Gdy zaczynałem pracować nad tym projektem około siedem lat temu, taki sposób klonowania był niemożliwy w świetle biotechnologii. Jednak kilka miesięcy temu w Chinach powstał klon, który jest hybrydą dwóch gatunków małp, a więc do człowieka niedaleko. Jeśli pewnego dnia będziesz spacerowała po Pekinie i zobaczysz samą siebie na ulicy, to się nie zdziw…
tłum. Maja Korbecka
Wywiad przeprowadzony we wrześniu 2018 r.