Archiwum - 12. Festiwal Filmowy Pięć Smaków
"Wyśniona kraina"
![](/pliki/grafiki/auto/nor_panel_1544706501.jpg)
Kino gatunkowe, nieraz bagatelizowane jako prosta rozrywka, może być znakomitym sposobem na skutecznie opowiedzenie poważniejszych historii. Świetnym przykładem na to jest "Wyśniona kraina" autorstwa singapurskiego reżysera Yeo Siew Hua – ten nagrodzony na festiwalu w Locarno film pod pretekstem kryminalnej fabuły eksploruje tematykę robotników-imigrantów (przede wszystkim z Chin i Bangladeszu), którzy pracują w Singapurze niemalże niewolniczo.
Nie jest to jednak moralizatorski esej o społecznych problemach, a przede wszystkim właśnie wciągający kryminał korzystający z konwencji neo-noir. Znajdziemy tu wyraziście zarysowanych, intrygujących bohaterów, dynamicznie postępujące śledztwo i konsekwentnie budowaną estetykę, dopełniającą mrok neonowym oświetleniem. Jednocześnie twórcy zachowują szacunek dla swoich postaci i autentycznych ludzkich problemów, o których opowiadają. W ramach gatunkowej konwencji pozostaje zaskakująco dużo miejsca dla refleksji nad społeczeństwem i systemem, treść świetnie współgra z formą.
Kolejną warstwą, na której "Wyśniona kraina" działa równie dobrze, są elementy surrealistyczne. Oczywiście wplatanie silnego oniryzmu do stylistyki noir znamy już z twórczości wielu reżyserów z Davidem Lynchem na czele, lecz Yeo Siew Hua robi to na swój własny, oryginalny sposób. Dosłowna kryminalno-społeczna opowieść zostaje tym samym wzbogacona o motyw rozpadu tożsamości – zarówno na poziomie jednostki, jak i całego miasta-państwa. A przy okazji będziemy mieli szansę zobaczyć prawdopodobnie najbardziej fascynującą scenę gry w Counter Strike w historii kina.
Chociaż "Wyśniona kraina" niewątpliwie wpisuje się w modę na neonową estetykę i konwencję neo-noir, jednak nie jest to film, który zatonie w morzu podobnych produkcji. Yeo Siew Hua stosuje bardzo autorskie podejście do gatunku, skutecznie łącząc go ze społeczną i wręcz egzystencjalną refleksją. Dzięki temu jego dzieło rezonuje silnie w pamięci widza, pozostając tam na długo po seansie.
Mateusz Marek Jeziński