Archiwum - 8. Festiwal Filmowy Pięć Smaków
Chen Shiang-chyi: "Drzwi" stały się dla mnie nowym początkiem
Rozmowa z Chen Shiang-chyi, która w prezentowanym w programie 8. Pięciu Smaków filmie "Drzwi" wciela się w postać Ling – kobiety zmagającej się z samotnością i pierwszymi objawami menopauzy.
Chen Shiang-chyi – tajwańska aktorka filmowa i teatralna. Debiutowała w filmach Edwarda Yanga – "A Brighter Summer Day" (1991) oraz nominowanym do Złotej Palmy "Confucian Confusion" (1994). Zagrała w większości pełnometrażowych filmów Tsai Ming-lianga, w tym postać Shiang-chyi w "Która tam jest godzina?" (2001) i "Kapryśnej chmurze" (2005) oraz rolę matki w "Bezpańskich psach" (2013).
W prezentowanym w programie 8. Pięciu Smaków filmie "Drzwi" (Tajwan 2014; reż. Chienn Hsiang) wciela się w postać Ling, kobiety zmagającej się z samotnością i pierwszymi objawami menopauzy. Podczas 16. edycji Taipei Film Festival (2014) została za tę rolę nagrodzona Taipei Film Award w kategorii najlepszej aktorki pierwszoplanowej.
Emilia Skiba, Pięć Smaków: Czy możesz zdradzić, jak poznałaś reżysera "Drzwi", Chienna Hsianga?
Chen Shiang-chyi: Jakieś dwa lata temu reżyser Chienn i producentka Chen przyszli na uniwersytet, gdzie wykładam. Poszukiwali aktorki do obsadzenia głównej roli w ich nowym filmie.
PS: Co skłoniło cię, żeby przyjąć ich propozycję?
CS-c: To bardzo, bardzo długa historia! To było pod koniec 2012 roku. Reżyser ponownie spytal mnie, czy byłabym zainteresowana tą rolą. Ale wówczas byłam w nienajlepszej kondycji – i psychicznej, i fizycznej. Przemyślałam propozycję, ale odpisałam do producentki, że będzie lepiej, jeśli poszukają innej aktorki. Wydawało mi się, że nie jestem dobrą kandydatką do roli ze względu na moją osobistą sytucję.
Któregoś dnia obudziłam się jednak z myślą, że ten film może być dla mnie nowym początkiem i szansą na to, by zrobić krok naprzód. To była moja prywatna motywacja.
Napisałam więc do producentki kolejnego maila, że jestem gotowa zagrać tę rolę, jeśli poszukiwania wciąż trwają. Chen ucieszyła się bardzo i odpowiedziała, że rola jest wciąż wolna i że niezmiennie jestem dla nich najważniejszą kandydatką.
PS: Ta historia pokazuje ciekawą paralelę między filmem a twoim życiem.
CS-c: Zgadza się. To był dla mnie trudny okres. Nie chciałam występować ani w teatrze, ani w filmie. "Drzwi" stały się dla mnie nowym początkiem i w życiu osobistym, i karierze.
Chen Shiang-chyi w "Drzwiach"
PS: Jak więc pracowałaś nad postacią Ling? Czy miałaś dużo wolności twórczej w jej kształtowaniu?
CS-c: Tak. Reżyser jest bardzo otwarty i zostawił mi dużo przestrzeni jeśli chodzi o interpretację roli. Dużo rozmawialiśmy przed zdjęciami oraz na planie. Miałam możliwość wypróbowania różnych rozwiązań podczas pracy nad poszczególnymi scenami.
PS: Czy przy licznych dyskusjach zdjęcia zajęły dużo czasu?
CS-c: Trwały niecały miesiąc. Ale o roli rozmawialiśmy zawsze, gdy była potrzeba dyskusji – zarówno przed zdjęciami, jak i na planie.
PS: Chciałabym spytać o postać Ling: to kobieta, której brakuje w życiu intensywnych emocji, ale nie okazuje tego. Zakłada maski. Czy uważasz, że w tajwańskim społeczeństwie da się znaleźć podobne zachowania?
CS-c: Sądzę, że sytuacja przeciętnej Tajwanki w średnim wieku jest zbliżona. Zwłaszcza mężatki znajdują się w podobnej sytuacji jak Ling. Tłumią w sobie wiele emocji, nawet uczucia, które żywią do rodziny czy własne cierpienie.
Do zdjęć przygotowywałam się wyszukując w Google infromacji na ten temat, wypytałam też znajome. Mają rodziny, są mężatkami, a ich sytuacja jest bardzo zbliżona do Ling. Ich podejście do życia wydaje się identyczne – pozwalają, aby po prostu płynęło. Udają, że wszystko jest w porządku. Prawda jest jednak taka, że mają silne pragnienia i uczucia, których nie wyrażają. Uznają, że tłumienie w sobie emocji jest naturalne.
PS: W "Drzwiach" ukazane są trzy pokolenia kobiet. Grasz główną postać, ale wśród bohaterek są także teściowa i córka Ling. Są rodzinę, ale mimo tego nie wspierają się...
CS-c: To prawda.
PS: Wydaje mi się, że jedynie Ling wspiera swoją rodzinę, a z drugiej strony jest to obowiązek nałożony na nią przez społeczeństwo.
CS-c: To również prawda. Ale sądzę też, że teściowa Ling jest ignorowana przez własnych synów. Ma dwóch synów, którzy powinni o nią zadbać, jednak są nieobecni. Można powiedzieć, że jest przez nich opuszczona, a jedyną osobą, która się nią zajmuje, jest synowa. Natomiast córka Ling należy do kolejnego pokolenia i zachowuje się zupełnie inaczej. To pokolenie bardzo skoncentrowane na własnych potrzebach i córka Ling robi to, czego sama chce. Na przykład rzuca szkołę. Wprawdzie ukrywa to przed matką, ale jednak dąży do realizacji własnych planów, a nie społecznych zobowiązań.
PS: W filmie jest krótka, ale wymowna scena, gdy teściowa spogląda na Ling w milczeniu, z wyraźnym oburzeniem...
CS-c: Bo ona wie absolutnie wszystko. Nie rozmawiają ze sobą, ale teściowa wie wszystko.
Chen Shiang-chyi w "Drzwiach"
PS: Co do więzi rodzinnych – Ling wprawdzie jest mężatką, ale jej mąż mieszka i pracuje w Chinach. Nigdy nie pojawia się na ekranie, a Ling sprawia wrażenie wdowy. Czy to również sytuacja, której doświadczają Tajwanki?
CS-c: Tak. Producentka wysłała mi nawet link do artykułu o podobnej rodzinie – tam mąż także mieszkał w Chinach kontynentalnych. Na określenie takich osób mamy specjalny termin – "dryfujący Tajwańczyk". Ich wynagrodzenia nie są wysokie, raczej z pułapu niższej klasy średniej, ale niezależnie od tego wybierają życie w Chinach. Tak więc rodzina Ling nie jest w zbyt dobrej sytuacji finansowej.
Sądzę, że ten film odzwierciedla bieżącą sytuację ekonomiczną na Tajwanie. Wiele osób, głównie mężczyzn, wyjeżdża do Chin do pracy, co zmieniło strukturę społeczną na Tajwanie.
PS: Czy to ich własny wybór czy ekonomicznie nie mają innego wyjścia i sytuacja zmusza ich do wyjazdu do Chin?
CS-c: Raczej z obu względów. Chiny kontynentalne to ogromny kraj, co oznacza więcej pieniędzy i perspektyw, więc każdy tam wyjeżdża.
PS: Ta sytuacja bardzo przypomina to, co się dzieje w przemyśle filmowym – nawet Hollywood przenosi się do Chin.
CS-c: To prawda, teraz wszystko przenosi się do Chin!
PS: Wracając do filmu "Drzwi" – zastanawiało mnie, czy było w postaci Ling coś, co ci się podobało w sposób szczególny?
CS-c: Myślę, że szczególnym wyzwaniem było dla mnie ostatnie ujęcie. Przed rozpoczęciem zdjęć nie wiedzieliśmy, jak się potoczy ta scena. Wiedziałam, że mam pchnąć i otworzyć drzwi. Ale nie mieliśmy pojęcia, co może wydarzyć się w trakcie.
Tę scenę musieliśmy nakręcić ze szczególną precyzją, bo oczywiste było, że może to być jedyna szansa, by zrealizować to ujęcie. Ode mnie wymagało to wiele emocji i energii. Całość była bardziej procesem niż sceną z jasno określonym przebiegiem. Dla mnie było to wyzwanie, ale bardzo mi się to podobało.
PS: To brzmi jak zupełne przeciwieństwo pracy z Edwardem Yangiem, u którego debiutowałaś filmowo.
CS-c: Tak, to było zupełnie inne doświadczenie!
PS: Czy możesz powiedzieć, jak w ogóle poznałaś Edwarda Yanga?
CS-c: Byłam wtedy studentką aktorstwa. Pewnego dnia przyszedł na kampus i zatrzymał się przy mojej klasie. To były zajęcia praktyczne i grałam Hamleta. Recytowałam wtedy partię tekstu, a on obserwował mnie przez okno, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Kilka dni później zadzwonił do mnie i zaproponował spotkanie. Wówczas nie miałam pojęcia, kim był. Kiedy poszłam na spotkanie, opowiedział mi o swoim pomyśle na film, w którym miało być morderstwo ["Confucian Confusion"]. Szukał aktorki do jednej z ról, więc to spotkanie było dla niego jednocześnie przesłuchaniem.
Powiedział mi również, że najpierw planuje nakręcić "A Brighter Summer Day" i zaprosił mnie do współpracy przy tym filmie. Miałam wtedy wakacje i mnóstwo czasu, więc przystałam na propozycję. Podczas zdjęć obserwował mnie, rozmawialiśmy także o mojej postaci z "Confucian Confusion" – jej historii i osobowości – a później Yang zmienił scenariusz. Pierwotnie planował włączyć w film morderstwo, ale ze względu na mój charakter, zmienił historię. Tak właśnie się to zaczęło.
PS: Wydaje się więc, że był osobą otwartą na zmiany.
CS-c: Tak, był wprawdzie bardzo surowy, ale również otwarty. Z kolei Chienn Hsiang, reżyser "Drzwi", jest bardzo wrażliwy. Praca z nim przebiega w poczuciu bezpieczeństwa i zrelaksowania.
Chen Shiang-chyi w "Confucian Confusion"
PS: Jakie było twoje pierwsze wrażenie, gdy zaczęłaś pracować z Edwardem Yangiem?
CS-c: Koszmarne! To było bardzo intensywne doświadczenie każdego dnia. Sam bez przerwy pracował, a polecenia wydwał w bardzo rygorystyczny sposób. Byłam na początku bardzo nieśmiała, a do tego miałam tylko doświadczenie teatralne. Na początku musiałam przenieść swoje nawyki z teatru do realiów filmowych i nie bardzo wiedziałam, jak to zrobić. Pamiętam, jak pewnego dnia zaczęliśmy zdjęcia wcześnie rano, a ja dostałam dużo tekstu.
W rzeczywistości nowy scenariusz dostawaliśmy codziennie – taki był styl pracy Yanga. Papier był wciąż ciepły, gdy nam go wręczał, nowy scenariusz dopiero co wyszedł z kserokopiarki.
Tego dnia byłam bardzo zdenerowowana, bo dostałam solidny monolog, całkiem jak z "Hamleta". Ale nie miałam nawet czasu, żeby ten tekst przećwiczyć. W dodatku zdjęcia to bardzo wytężone doświadczenie, wszystko musi być zrobione jak należy, bo inaczej to strata czasu i pieniędzy. Zaczęliśmy kręcić o 5 rano, a ja nie mogłam zapamiętać całego tekstu, do tego kiepsko grałam tego dnia. Był na mnie wściekły, wciąż nie mogę tego zapomnieć. Skoncentrował się tylko na mnie, co wykończyło mnie nerwowo. Nagle powiedział: "Dość! Kończymy zdjęcia na dziś!". Wszyscy poszli do domu z wyjątkiem mnie – musiałam zostać u niego w biurze i ćwiczyć rolę. To było naprawdę straszne, musiałam powtarzać rolę będąc sam na sam z reżyserem.
PS: Jak praca z Yangiem wpłynęła na twój styl pracy w filmach?
CS-c: Myślę, że jestem wobec siebie bardziej rygorystyczna. Stałam się bardziej wymagająca dlatego, że Yang wymagał bardzo wiele i był niezwykle surowy. Wywierał ogromny wpływ na wszystkich, którzy z nim pracowali. Ale był to bardzo dobry wpływ, nawet jeśli niektóre sytuacje wprawiały cię jako aktora w zakłopotanie.
Bardzo ubolewam nad jego stratą. Żałuję, że nie mogłam wziąć udziału w jego ostatnim filmie, "I raz, i dwa". Zaproponował mi w nim rolę, ale byłam już wówczas zaangażowana w inny film, reżyserowany przez Tsai Ming-lianga.
PS: A jak oceniasz współpracę z Tsai Ming-liangiem?
CS-c: Myślę, że jest znacznie łatwiejsza niż z Edwardem Yangiem. Tsai jest bardzo otwarty i zaprasza aktorów do rozmów na temat swoich projektów. Dotyczy to zarówno scenariusza, jak i planu zdjęciowego. Mnie zaprasza na plan zdjęciowy po to, żebym miała o nim lepsze wyobrażenie, co z kolei pozwala nam przedyskutować nowe pomysły i związane z nimi emocje oraz to, jak można je oddać na etapie zdjęć. Wiele nauczyłam się pracując z Tsaiem.
PS: Chciałabym jeszcze wrócić do "Drzwi". Jakie jest jest twoje ogólne wrażenie związane z pracą nad tym filmem?
CS-c: Duże wrażenie zrobiła na mnie praca osób, których nie widać w kadrze. Sporo osób na planie pracowało w charakterze wolontariuszy. Poruszyło mnie to, bo poczułam się jakbym wróciła do czasów, gdy wiele osób zajmowało się filmem, bo to była ich pasja, chcieli zrealizować swój cel. To wprawdzie odnosi się bardziej do teatru, bo zrealizowanie sztuki nie kosztuje tak dużo jak wyprodukowanie filmu.
Myślę, że takie oddanie projektowi to wpływ producentki. Udało jej się przekonać wiele osób do pracy przy filmie i sama włożyła w niego mnóstwo pracy.
Dla mnie było to wzruszające i myślę, że nigdy jeszcze nie pracowałam nad filmem, który opierałby się na pracy wolontariuszy aż do tego stopnia. Nie mieliśmy dużego budżetu i sądzę, że ważniejsze od pieniędzy było to, ile serca i emocji włożyliśmy w ten film.
PS: Doszły mnie też słuchy, że budynek, w którym był kręcony film, jest nawiedzony.
CS-c: Zgadza się! W tym domu panowała bardzo dziwna atmosfera. Na początku o niczym nie wiedziałam. Drugiego dnia zdjęć jednak zachorowałam. Dopiero pod koniec zdjęć dowiedziałam się, że ten budynek nie jest "czysty".
Kard z filmu "Drzwi"
PS: Czy ta sytuacja na planie była dla ciebie wyzwaniem?
CS-c: Prawdę mówiąc, przez chorobę straciłam wiele energii. To był w dodatku pierwszy plan filmowy, w trakcie którego zdarzyło mi się zachorować. Paradoksalnie, to pomogło mi w wykreowaniu postaci Ling – ona przechodzi menopauzę i nie czuje się najlepiej. Było mi łatwiej wczuć się w to, jak odbiera swoje ciało. Było to ciężkie przeżycie, ale miało swoje zalety.
Jednak postać Ling świetnie rozumiałam także pod kątem tego, jak czuła się psychicznie. Ling jest bardzo samotna, a przed zdjęciami sama byłam w podobnej sytuacji. Moi ukochani rodzice odeszli w przeciągu tego samego roku, a mnie trudno było się z tym pogodzić. Izolowałam się od ludzi i czułam wielką pustkę. Przeniosłam wszystkie te uczucia na postać Ling – wiele nas łączyło, mimo że znajdowałyśmy się w różnych sytuacjach. Podobnie jak Ling czułam się samotna, a moje więzi rodzinne uległy zniszczeniu. Myślam, że poradzę sobie z tym w miarę upływu czasu, ale sytuacja tylko pogarszała się.
Zmiana przyszła z tym filmem. Scena, gdy Ling próbuje otworzyć drzwi, nabrała dla mnie znaczenia rytualnego. Poczułam, że dzięki tej scenie odrodziłam się.
Kiedy oglądałam tę sekwencję podczas Taipei Film Festival nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Zdałam sobie wówczas sprawę, jak wiele łączy tę postać ze mną. Gdy Ling podnosi się, dla mnie staje się to motywacją, by zrobić krok naprzód.
"Drzwi" oglądałam jeszcze w kwietniu podczas międzynarodowej premiery filmu na Hong Kong Film Festival, ale wówczas nie doświadczyłam tak silnych emocji. Jednak Tajpej to moje rodzinne miasto i sądzę, że dzięki temu moje odczucia zmieniły się tak bardzo.
Tajpej, lipiec 2014