Hongkońskie bohaterki
Historia hongkońskiego kina pełna jest wybitnych aktorek. W szczycie rozkwitu tego przemysłu tworzyły one wspaniały i unikalny gwiazdozbiór, promieniujący na całą Azję. To im i wykreowanym przez nie niezwykłym bohaterkom poświęcona jest sekcja „Kobiece oblicza Hongkongu”.
autor:
Marcin Krasnowolski
Na pierwszy rzut oka hongkoński przemysł filmowy, słynący przede wszystkim z komercyjnego kina akcji, był zawsze męski. Przez dekady dominowały w nim sztuki walki, a później kino gangsterskie i policyjne, karmiące się walkami, strzelaninami oraz wybuchami. Dodatkowo, od strony organizacyjnej produkcja w Pachnącym Porcie była słabo uregulowana, co odbijało się na bezpieczeństwie członków ekip filmowych, także aktorów, którzy pracowali bez zabezpieczeń i bez wytchnienia przy wielu filmach jednocześnie. W tym świecie bardzo złe produkcje przeplatały się z arcydziełami, a filmy pozbawione wątków sensacyjnych powstawały gdzieś na marginesie, dając artystom rzadką szansę na bardziej refleksyjne role.
Kiedy jednak przyjrzeć się tej szalonej rzeczywistości, można dostrzec, że właśnie tam kwitły imponujące i spełnione kariery aktorek. Te, które docierały na szczyt, sprzedawały pełne sale kinowe, często spełniały się także jako wokalistki, a ich plakaty zdobiły ściany domów tysięcy wielbicieli. Ale tak naprawdę zrobiły znacznie więcej, bo wyprzedziły czas i swoimi rolami wskazały drogę aktorkom z innych krajów. Jak do tego doszło i czemu właśnie w Hongkongu?
Priorytetem dla inwestujących tam producentów zawsze był zysk. A ponieważ przez dekady ich rozrywka świetnie się sprzedawała – najpierw w krajach chińskojęzycznych, a potem na świecie – reżyserzy i choreografowie mieli przyzwolenie na eksperymenty. Niestrudzenie doskonalili język kina akcji i przepisywali jego gramatykę, aby mogły powstawać filmy jeszcze szybsze i bardziej atrakcyjne. Dzięki temu, jeżeli chodzi o techniczną biegłość, Hongkong był przeważnie parę kroków przed resztą świata.
Jedną z kluczowych innowacji, która przyczyniła się do wzrostu atrakcyjności kina kung fu i wuxia, było wprowadzenie mocnych postaci kobiecych. Nowy rozdział otworzyła dziewiętnastoletnia Cheng Pei-pei, wybrana przez Kinga Hu do roli Złotej Jaskółki w pamiętnym „Napij się ze mną” z 1966 roku. Cheng nie miała doświadczenia aktorskiego i nie mogła pochwalić się wyszkoleniem w zakresie sztuk walki. Była natomiast baletnicą ze znakomitą kontrolą nad ciałem, co przełożyło się na płynność ruchów w sekwencjach walk. Za te odpowiadał w filmie Han Ying-chieh, choreograf wywodzący się ze świata Opery Pekińskiej. Spojrzał on na sekwencje akcji jak na taniec, a baletowe doświadczenie Cheng pomogło mu zrealizować założony plan i, przy okazji, zmienić bieg historii kina. „Napij się ze mną” okazało się wielkim przebojem wytwórni Shaw Brothers. Dało też początek tak zwanemu „nowemu wuxia”, w którym podejście do sekwencji akcji było bardziej widowiskowe niż dotychczas.
Ponieważ nie siła fizyczna czy muskulatura, a wyszkolenie, odwaga i inteligencja stanowiły o wartości wojowniczek, mogły one stanąć na placu boju na równi z mężczyznami. Scenariusze filmów sztuk walki zaczęły częściej uwzględniać postaci kobiece, a aktorki ruszyły do Hongkongu po swoją szansę z innych ośrodków, przede wszystkim z Tajwanu. Taką drogę przebyły wielkie gwiazdy: na przykład Angela Mao, która wywodziła się z opery chińskiej i została gwiazdą filmów kung fu w hongkońskiej wytwórni Golden Harvest; słynąca z androgynicznych ról Brigitte Lin, która swoją bogatą i niezwykle kasową karierę zamknęła rolami u Wong Kar Waia; czy Sylvia Chang, która po występach w filmach czysto komercyjnych skupiła się na reżyserii i na kinie o większych ambicjach artystycznych. O takich rolach, silnych i sprawczych kobiet w filmach głównego nurtu, aktorki z Hollywood mogły wówczas tylko pomarzyć, dla nich zmiana przyszła parę dekad później.
W latach osiemdziesiątych młodzi filmowcy dokonali w kinie hongkońskim rewolucji. Zużyte schematy opowieści wuxia zostały w dużej mierze wyparte przez miejskie opowieści sensacyjne. Popularność zyskało na przykład kino policyjne czy szpiegowskie, często w komediowej odsłonie. Aktorki błyszczały także w tym nurcie, a część z nich później zrobiła wielkie międzynarodowe kariery – przede wszystkim Michelle Yeoh („Yes, Madam!”) oraz Maggie Cheung („Policyjna opowieść”). Mimo współczesnych realiów, były to filmy oparte na sztukach walki, wymagające bardzo dobrego przygotowania fizycznego. Sekwencje akcji z udziałem Michelle Yeoh w „Policyjnej opowieści 3” do dzisiaj uchodzą za jedne z najlepszych, jakie zostały zrealizowane w Hongkongu.
Wielki potencjał w rozbudowanych rolach kobiecych dostrzegł producent i reżyser Tsui Hark. Zafascynowany między innymi twórczością Kinga Hu, ten bardzo płodny artysta od lat osiemdziesiątych unowocześniał kino hongkońskie, a przy okazji wypromował szereg aktorek, które bardzo trafnie obsadzał w świetnie napisanych, złożonych rolach. To spod jego ręki wyszły na przykład arcydzieła „Shanghai Blues” z Sylvią Chang i Sally Yeh czy „Kaczka po pekińsku” – pełna slapsticku i wartkiej akcji awanturnicza historia o niebezpiecznych przygodach trzech bohaterek, granych przez dream team: Brigitte Lin, Sally Yeh i Cherie Chung. W 1992 roku Tsui Hark zrealizował remake „Dragon Inn” Kinga Hu pod tytułem „New Dragon Inn” z pamiętną, przepełnioną erotyzmem sekwencją spotkania bohaterek granych przez Maggie Cheung i Brigitte Lin. O zuchwałości twórczej Tsui Harka niech świadczy to, że gwiazdą wypełnionej mocną akcją trzeciej części „Lepszego jutra” uczynił Anitę Mui, diwę popu, nazywaną hongkońską Madonną. Chow Yun-fat, którego dwa poprzednie filmy z cyklu wyniosły do pozycji wielkiej gwiazdy, tutaj zaledwie asystuje mocnej bohaterce granej przez Mui.
Na początku lat dziewięćdziesiątych na horyzoncie majaczyło już widmo Przekazania, a filmowe budżety zaczęły się kurczyć. Była to zła wiadomość, ale paradoksalnie pojawiła się przestrzeń dla twórców o innych ambicjach, którzy nie potrzebowali na planie wielkich i kosztownych wybuchów. Jednym z nich był Wong Kar Wai – zaliczył on kasowy debiut gangsterskim „Kiedy łzy przeminą” z Maggie Cheung, aby już w kolejnym filmie zwrócić się ku kinu autorskiemu. To nie sprzedawało się w Hongkongu dobrze, ale grające u Wonga aktorki mogły sprawdzić się w zupełnie innym typie ról oraz stały się gwiazdami na międzynarodowych festiwalach.
W tym miejscu warto wspomnieć, że w Hongkongu pracowały także nieliczne reżyserki, skupiające się bardziej na tematach obyczajowych czy społecznych, w tym na problemach kobiet. Ważnym głosem było „My Name Ain’t Suzie” z roku 1985, zrealizowane przez Angelę Chan w wytwórni braci Shaw. To historia młodziutkiej dziewczyny (Patricia Ha), która z rybackiej wioski trafia do miejskiego klubu nocnego, gdzie musi dotrzymywać towarzystwa zagranicznym marynarzom. Początkowo zagubiona, bohaterka stopniowo zyskuje podmiotowość i zaczyna decydować o swoim losie. Film rozprawia się także z orientalizującym spojrzeniem, jakim na azjatyckie kobiety patrzyli zachodni filmowcy.
Feministycznym głosem jest też, nieznana w Polsce, a kochana w Hongkongu, „Jesienna Sonata” Mabel Cheung. Komedia romantyczna z Cherie Chung i Chow Yun-fatem w całości rozgrywa się w Nowym Jorku i opowiada o uczuciu rodzącym się między dwójką bardzo różnych bohaterów. Kamera skupia się jednak na Jenny, która jest zdana głównie na siebie i musi zawalczyć o swoje miejsce i szczęście w obcym mieście. Reżyserkę zawsze interesowały tematy związane z migracjami, a „Sonatę…” ogląda się bardzo ciekawie w kontekście dzisiejszych sukcesów w Stanach Zjednoczonych reżyserek azjatyckiego pochodzenia.
Szereg ważnych kobiecych postaci wprowadziła Ann Hui, autorka dobrze znana pięciosmakowej publiczności. Co ciekawe, w jej filmografii można znaleźć na przykład film „Stunt Woman” z Michelle Yeoh, opowiadający o wyzwaniach stojących przed bohaterką, która jest… ekspertką sztuk walki i filmową kaskaderką. Największym triumfem Hui pozostaje „Proste życie” – Deannie Ip stworzyła w nim poruszającą kreację gosposi znanego producenta filmowego, którą ten zaczyna się opiekować, gdy ona poważnie choruje. To historia oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia Rogera Lee i jeden z najbardziej humanistycznych filmów ubiegłej dekady.
Dzisiaj, o czym często mówimy na Pięciu Smakach, kino hongkońskie jest zupełnie inne, niż było w okresie swojej największej świetności. Znacznie skromniejsza kinematografia skupia się przede wszystkim na lokalnych problemach, powstają filmy, które można zaklasyfikować jako obyczajowe czy społeczne. Aktorki mają do wyboru albo brać udział w wystawnych produkcjach chińskich, albo – w skromniejszych warunkach – w filmach dla publiczności hongkońskiej. Najczęściej nie rezygnują z tej drugiej opcji, starając się swoją pozycją i autorytetem doprowadzić do powstania małych, ale ważnych filmów. W zeszłym roku pokazywaliśmy debiutanckie „Moje słońce”, zrealizowane dzięki wsparciu znakomitej aktorki Kary Wei, która zagrała rolę niewidomej matki. W tegorocznej sekcji znalazło się „Światło nie zgaśnie nigdy” – skromny, ale mocno wybrzmiewający film. Opowiada on o zmieniającym się mieście za pomocą metafory neonów, a główną rolę gra w nim sama Sylvia Chang.
Cieszy, że pojawiło się w Hongkongu nowe pokolenie aktorek, które odnosi spore sukcesy. Z wielkim impetem wytańczyła sobie miejsce w panteonie idolek młodych ludzi Cherry Ngan, zachwycająca jako Fleur w „Tak tańczymy”. Ona czy na przykład Jennifer Yu, grająca w „W biały dzień” zdeterminowaną dziennikarkę śledczą, dają nadzieję, że o hongkońskich aktorkach nadal będziemy myśleć jak o artystkach wyjątkowo odważnych i utalentowanych.
Marcin Krasnowolski