Pięć Smaków w Domu

Archiwum - 7. Festiwal Filmowy Pięć Smaków

Filmy z programu Fresh Wave: Sławomir Wasiński

Nici, reż. Li Yin-fung

Fresh Wave – współczesny Hongkong w obiektywie młodego pokolenia

Podczas 7. edycji Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, a w późniejszym terminie również na platformie VOD w serwisie Kinoplex.pl, publiczność w ramach sekcji Focus: Hongkong miała sposobność zapoznania się z twórczością najmłodszego pokolenia filmowców z tego miasta-państwa. A wszystko to dzięki projektowi Fresh Wave zapoczątkowanemu w 2005 roku. W programie festiwalu znalazło się dziesięć krótkometrażowych pozycji skupiających się w największej mierze na dwóch tematach: przestrzeni/mieście oraz człowieku. Aspekty te, we wszystkich prezentowanych filmach, są ze sobą ściśle powiązane, jednak na każdy z nich zostaje nałożona siatka różnorodnych zjawisk lub problemów, które nurtują i dotykają autorów dzieł.

W "Epilepsji" ("Epilepsy", 2011) reżyser Lee Kai-ho na przykładzie osamotnionego chłopca zastanawia się nad bezdusznością i automatyzacją placówki szkolnej, która przybiera tutaj wszelkie cechy właściwe zakładom karnym. Uczniowie funkcjonuję w obrębie systemu obowiązków i kar, stale egzekwowanych i przy wszelkich niedopełnieniach wykonywanych z całą surowością. Tytułowa epilepsja to tylko jeden z objawów (najmniej szkodliwych) występujących u uczniów, podczas ciągłych wrzasków nauczycieli wypełniających ciche i puste korytarze. Pewnej obcości i wykluczenia otaczającej przestrzeni przydają dodatkowo statyczne kadry skąpane w mroku i chłodnych, błękitnych kolorach. Nawet pochwały, stosowane rzadko, kończą się napomnieniami o potrzebie ciągłego doskonalenia się, wywieraniem nieustannej presji. To właśnie ona doprowadza uczniów do zachowań, oglądanych podczas scen na dziedzińcu szkoły stanowiących klamrę kompozycyjną filmu Lee.

Fresh Wave: Epilepsy


O tym, jak wielki urok może mieć ponowne opowiadanie dobrze znanych historii, jest w stanie przekonać seans "Maleństwa" ("The Little One", 2012) autorstwa Tam Wai-chinga. On – od dziecka skazany na życie w strachu, gdzieś pośrodku kłócącymi się nieustannie rodzicami. Kiedy pewnego dnia matka odbiera sobie życie, chłopiec zostaje z porywczym ojcem. Ona – wychowuje się bez ojca, a jej matka poznała właśnie mężczyznę, z którym chciałaby się związać. Oni – zostają przybranym rodzeństwem, a po jakimś czasie zrodzi się między nimi pożądanie. Na domiar złego, nie tylko oni zaczną je odczuwać.
Pomimo braku oryginalności na płaszczyźnie fabularnej, reżyser osiąga swoje cele, czyli zarówno zręczne przedstawienie problemu, jak i płynne o nim opowiedzenie. Dzieje się tak za sprawą warstwy formalnej, dzięki której historia staje się ponownie ważna, a widz kolejny raz może ją docenić. Stosowanie niestandardowych ująć oraz, miejscami, czarno-białych sekwencji nie pełni roli ozdobników, jest przemyślane i odpowiednio stonowane. Prócz znanych motywów Tam dopisuje interesujące ogniwo fabularne, co czyni obraz bardziej nieoczywistym.

Skupienie się na stronie formalnej i zaniedbanie części fabularnej spotkało również film zatytułowany "Bezsenne ulice" ("On Sleepless Roads, the Sleepless Goes", 2012, reż. Isabella Candice Lam). Fabuła koncentruje się wokół kierowcy ciężarówki, który pewnej nocy jest świadkiem kradzieży. Postanawia na własną rękę schwytać złodzieja, co jednak mu się nie udaje. Kiedy trafia na komisariat, spotyka się tam z wrogością policjanta, karcącego go za samowolną próbę pojmania przestępcy. A to dopiero początek, wyjątkowo niefortunnych dla bohatera wydarzeń.
Próba ukazania moralnych dylematów mieszkańców azjatyckiej metropolii zasługuje na pochwałę, należy jednak żałować, że nie jest do końca udana. Wątła historia staje się zaledwie pretekstem do przekazana widzom wiadomości, morału, w swojej istocie naiwnego. Szkoda tym większa, ponieważ zdezorientowanie i pewne rozstrojenie wewnętrznego kompasu postępowania kierowcy doczekały się godnej uwagi oprawy audiowizualnej. Reżyserka ukazuje je w pięknie sfotografowanych przestrzeniach miasta okraszonych znakomitą muzyką zapadającą w pamięć, dzięki czemu "Bezsenne ulice" mogą zyskać przychylność publiczności.

Samotny mężczyzna każdego dnia zakłada na ramię przenośną gablotkę, zabiera składane krzesło i wyrusza do pracy. Codziennie staje na kładce, na której stara się sprzedawać przechodniom słodkie naleśniki. Walczy jednocześnie z nieprzychylną pogodą (zmiany klimatyczne powodują nad wyraz wysokie temperatury) oraz z ciągłymi patrolami policji, szukających handlarzy bez zezwolenia. Jednak gdzieś poza tym wszystkim, toczy się inna, znacznie trudniejsza walka. Bohater, umieszczony w centrum nieprzychylnej przestrzeni, próbuje ocalić coraz mniej wyraźne wspomnienia. Tak, pokrótce, przedstawia się fabuła filmu pt. "Wciąż na kładce" ("Still on the Bridge", 2011), którego reżyserem jest Leung Pak-ho. Początkowo zamysł fabularny przywodzi na myśl fragment z tajwańskiego "Deszczu słodyczy" ("Candy Rain", 2008, reż. Chen Hung-i), w którym jedna z nastoletnich bohaterek odwiedza sklep ze słodyczami. Jego właściciel sprzedający słodkości od kilkudziesięciu lat wspomina dawne czasy, zwracając jednocześnie uwagę na obecny brak zainteresowania, a co za tym idzie, także klientów. We "Wciąż na kładce" Leung sprawnie uchwycił szybkie tempo przemian, jakie dotykają wszystkich mieszkańców Hongkongu. Udało mu się oddać niepokój, swoisty strach przed niezwykle przecież gwałtownym procesem porzucania starych wartości i przyjmowania, jeszcze nieukształtowanych, nowych zasad życia. Próby zachowania wspomnień i pamięć o najbliższych czynią ten film istotnym, oby szeroko usłyszanym, głosem.

Fresh Wave: Wciąż na kładce


Hinduski chłopiec o imieniu Bilal to główny bohater kolejnej filmowej propozycji zatytułowanej "Kółko na klucze" ("The Key Chain", 2010), której autorem jest Chan Wai-man. Kiedy ojciec chłopca gubi klucz, jego syn prócz odnalezienia zguby, stara się zrobić tytułowe kółko, brak mu jednak odpowiednich materiałów. Kiedy papier zawodzi, Bilal wyrusza na ulice miasta w poszukiwaniu metalowego kółka. W czasie swojej krótkie wycieczki napotka galerię różnorodnych postaci i, być może, czegoś się nauczy.
Czy Chan próbował opowiedzieć o międzypokoleniowym porozumieniu, będącym naturalną podstawą funkcjonowania każdego społeczeństwa? Raczej nie, ponieważ prawda o udzielaniu sobie wzajemnej pomocy jest oczywista nawet dla kilkuletniego chłopca jakim jest Bilal (nawet w tak nieprzychylnych warunkach, na jakie są narażone szybko rozwijające się, azjatyckie państwa). A może reżyser chciał przedstawić historię zbliżoną do tych opowiadanych przez irańskich twórców? Z pewnością nie, musiałby wtedy uznać, że poziom realizacji jest zbyt niski i trzeba popracować nad historią. Jaki jest zatem klucz do tego filmu? Choć mam metalowe kółko, mój gdzieś się zgubił, niestety chyba na dobre.

Lau Wing-tai w swoim krótkim metrażu pt. "Boże, szczęść rodzicom" ("God Bless All Parents", 2012) porusza problem dotyczący nie tylko Hongkongu, ale także kilku innych azjatyckich państw, a mianowicie wywierania wszechobecnej presji edukowania dzieci od pierwszych dni ich życia. Koncept jest bardzo prosty i równie skuteczny. Oto młodzi rodzice, wraz ze swoją kilkunastomiesięczną córeczką, wybrali się do sklepu. Aktualnie siedzą przy jednym ze stoisk, na którym oferuje się pomoce do nauki języka angielskiego dla najmłodszych. Sprzedawca stara się ich namówić na jeden z zestawów dla córki, dzięki czemu nadrobi, już spore, zaległości. Z uwagi na fakt, że nacisk na naukę języka jest ogromnym, temat ten pojawiał się już wcześniej np. w koreańskim filmie nowelowym zatytułowanym "If You Were Me" (2003). W segmencie zatytułowanym "Tongue Tie" (reż. Park Jin-pyo) pojawia się kilkuletni chłopiec, którego rodzice pragną by lepiej potrafił władać językiem angielskim, dlatego postanawiają poddać syna zabiegowi języka, w celu poprawienia wymowy. Prócz tej perspektywy, o której wciąż warto przypominać, w "Boże, szczęść rodzicom" z dużą precyzją zostaje ukazany mechanizm rządzący prawami handlu. Rynkowa maszyna, w którą zostają wciągnięci rodzice nie ma żadnych sentymentów. Proponowane zestawy kosztują tak wiele, że trudno sobie na nie pozwolić, jednak kiedy przebiegli sprzedawcy stawiają na szali przyszłość dziecka, decyzja nigdy nie jest prosta. Podczas gorączkowych debat na temat ewentualnego zakupu, pojawią się także inne sprawy (np. niezadowolenie matki), dzięki czemu reżyser ukazuje złożoność problemu, jednocześnie drwiąc nieco z tego kuriozalnego zjawiska.

Fresh Wave: Boże, szczęść rodzicom


"Nici" ("Sew", 2011, reż. Li Yin-fung) są do pewnego stopnia obrazem zaskakującym. W założeniu miał to być film o nastolatce Man Lui mieszkającej ze swoją babcią – zdolną szwaczką. Man Lui uwielbia japońskie anime i swoją miłość okazuje przebierając się za ulubione postacie (dziewczyna upodobała sobie Kagami Rei, postać przypominającą nieco Rei Ayanami z anime "Neon Genesis Evangelion"). Babcia natomiast nie rozumie i nie pochwala pasji wnuczki. Po burzliwym konflikcie międzypokoleniowym każda z nich powinna zdać sobie sprawę ze swych win i postarać się zrozumieć drugą. Tyle teorii. W praktyce "Nici" są filmem o nastolatce, która cały czas chodzi naburmuszona, nie widzi, nie rozumie i nie zrozumie aż do końca postępowania babci. W konflikcie między nimi nie ma miejsca na odcienie szarości, wszystko musi być białe lub czarne. Jedynym jasnym promieniem jest postać babci, tylko ona przechodzi przemianę, w którą widz jest w stanie uwierzyć. Przedstawienie środowiska fanów cosplay’u zamiast obalać nieprzychylne stereotypy, tylko je umacnia. Podwójna szkoda, gdyż temat jest godny uwagi i niezbyt często poruszany.

Tytułową "Oazą" ("Oasis", 2012, reż. Lam Sum) jest wieloosobowe mieszkanie, do którego zamierza przeprowadzić się Yu, młoda dziewczyna chcąca zostać malarką. Aktualnie, by się utrzymać, pracuje jako modelka pozując dla rysowników lub znudzonych biznesmenów udających zamiłowanie do sztuki, a tak naprawdę chcących za niewielkie pieniądze popatrzeć na nagą nastolatkę. Czuje się samotna, jednak z czasem Fish, Zams, Kalok i reszta współlokatorów-przyjaciół stają się dla niej towarzyszami na drodze do twórczego buntu i walki o rzeczy naprawdę istotne.
O ile w fabule filmu Lama brak wartości dodanej, o tyle reżyser uwypukla niepokojące problemy. Kolejny raz wracam temat przestrzeni wchłanianej przez nowoczesność. Młodzi artyści nie buntują się tylko przeciwko nieprzychylnej polityce mieszkaniowej i działaniom Wydziału Gruntów, odpowiedzialnego za stałe podwyżki czynszu. Jednym z największym problemów staje się tzw. "rewitalizacja", w tym konkretnym przypadku, magazynów, które umiejscowione są w dzielnicy fabryk. Rząd planuje odbudować dzielnice, w miejsce fabryk stawiając np. sklepy i galerie handlowe. Z uwagi na to, że czynsz jest o wiele niższy, młodzi mieszkają w fabrykach, które przecież rząd chce zlikwidować. Zmuszeni są do działania, a po każdej demonstracji wracają do własnej oazy, wciąż bezpiecznej, ale na jak długo?

Fresh Wave: Oaza


Man Uen-ching swoje dzieło zatytułowane "Dziewczyna taka jak ja" ("Such a Girl Like Me", 2012) nakręcił na podstawie krótkiego opowiadania pt. "Kobieta taka jak ja" ("A Women Like Me", 1982), którego autorką jest Xi Xi (Cheung Yin). To historia zdolnej makijażystki pracującej nie w salonie piękności, a w zakładzie pogrzebowym. Upiększa ciała, by bliscy zmarłych zachowali w pamięci jak najpiękniejsze obrazy. Sum-yin poświęca temu zajęciu wiele czasu, jednocześnie boi się wyznać swojemu chłopakowi Kwonowi, gdzie naprawdę pracuje. Okoliczności sprawią, że dziewczyna będzie musiała dokonać ostatecznego wyboru.
Pomimo że opowiadanie Xi Xi ma zaledwie kilkanaście stron jest obfite treściowo. Man Uen-ching miał trudne zadanie, z którym poradził sobie tylko połowicznie. Głównym zarzutem nie jest atmosfera, którą reżysera zdołał tutaj do pewnego stopnia przywołać, a długość filmu. Piętnastominutowe podjęcie tematu wypaczyło znacząco treść oryginału. Antypsychologizm wprowadzony do filmu przez autora zawiesza w próżni wszelkie działania protagonistki. Rezygnacja z chociażby wspomnienia o postaci Ciotki Yifen (od której dziewczyna wiele się nauczyła) sprawia, że Sum-yin jest bohaterką płaską psychologicznie i do pewnego stopnia niewiarygodną. Zmiana zakończenia również budzi wątpliwości, jednak nie można mieć za złe reżyserowi sympatii do swojej bohaterki. Zapewne dlatego w filmie nigdy nie pada, tak przecież przygnębiające, zdanie: "A woman like me is actually unsuitable for any man's love".

"Kwiaty afazji" ("Flowers with Aphasia", 2012, reż. Li Sum-yuet) opowiadają poruszającą historię chłopca imieniem Ho i sprzedawcy kwiatów nazywanego Dong. Ten pierwszy odwiedza wiele kwiaciarni, gdzie żaden sprzedawca nie traktuje go poważnie. Wreszcie trafia do sklepu Donga. Ho płacąc ze swojej skarbonki, prosi o wykonanie wieńca, a za wzór wręcza sprzedawcy breloczek z głową misia (łudząco podobny do bohaterów anime "The Bears’ School"). W ciągu trzech najbliższych dni, kiedy wieniec będzie powstawał, między chłopcem a panem Dongiem pojawi się pewna wieź, dzięki której obaj będą w stanie sobie pomóc oraz zrozumieć nieodwracalne.
O "Kwiatach afazji" można by długo pisać w samych superlatywach. Docenić należałoby między innymi pomysł i fabularną dyscyplinę. Subtelność i dojrzałość opowiadania historii. Trafne dobranie aktorów oraz znakomicie skomponowaną muzykę. Jednak największym atutem tego obrazu jest pewne sięgnięcie do przeszłości. Li Sum-yuet, jako młody reżyser, wplata motywy oparte na archaicznych wierzeniach, coraz bardziej obcych nowoczesnemu społeczeństwu. Posługuje się także symbolami, dzięki czemu konstrukcja opowieści staje się istotna. Chłopiec upiera się, że chce asystować podczas prac nad wieńcem, sam chce dokonać wyboru kwiatów. Kwiatów, które nie pachną, ale "znaczą", bezgłośnie przekazując wszystkie niewypowiedziane słowa.

Fresh Wave: Kwiaty afazji


Spoglądając holistycznie na propozycje z projektu Fresh Wave krzepiącym wydaje się fakt, że młodzi twórcy poruszają się w wielu płaszczyznach tematycznych. Dotykają szerokiego wachlarza zjawisk i problemów, a większość zabranych powyżej głosów podchodzi do zagadnień w sposób krytyczny. Daje to nadzieję, niezależnie od poziomu poszczególnych produkcji, że najmłodsze pokolenie reżyserów będzie w stanie trafnie i atrakcyjnie opisywać hongkońską rzeczywistość, ulegającą tak niezwykle szybkim transformacjom.


Autor: Sławomir Wasiński

bądź na bieżąco!

© Fundacja Sztuki Arteria
Nasza strona internetowa używa plików cookies aby dostosować się do twoich potrzeb. Możesz zaakceptować pliki cookies lub wyłączyć je w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Dowiedz się, jak wyłączyć cookies.